Forum www.baltofilm.fora.pl Strona Główna www.baltofilm.fora.pl
Forum o filmowym i prawdziwym Balto, o Alasce jego czasów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dwie części...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.baltofilm.fora.pl Strona Główna -> Prawda Fanow... / Fan-fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iditarod
Administrator



Dołączył: 25 Lut 2011
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 2:02, 27 Lut 2011    Temat postu: Dwie części...

Nie ukrywam, że do tej pisaniny zostałem zainspirowany przez "Szlak Steela" i jego autora... Wiem, że jest na dużo gorszym poziomie, ale...
Zwykle w tym co piszę, są zawarte albo moje osobiste przeżycia, albo jest coś co ma na celu sprawienie, że moja psychika "będzie zdrowa". Nie wiem jak to nazwać, w każdym razie, sposób pisania, to jak idzie akcja, to jak się kończy, jest związane z moim nastrojem, z tym co we mnie siedzi. Każda postać ma swoje miejsce i czas, choć nie zawsze jest nazwana.
Z różnych powodów powstały dwie części: ta przed i ta po. Ta po - jest ona pewnie bardzo konwencjonalna, bardzo "konserwatywna", ale może tego mi było trzeba, mnie osobiście. Wiem, że nijak nie może się to równać "Szlakowi Steela", ale mam nadzieję, że jest "zjadliwe".
PS. Używam imion z polskiego dubbingu. Jeśli to kogoś razi - przepraszam
PS 2. O wszelkich nieścisłościach proszę dać znać

Po spotkaniu z panem Kaasenem Steele wiedział jedno. Kolejnej zimy z młodymi i Szarką nie przetrzymają. On jakkolwiek wciąż sprawny i silny, mimo swych niemal 11 lat, był coraz starszy. Zmęczenie, urazy i rany odzywały się w nim coraz mocniej, coraz dłużej musiał zbierać siły na atak. Niedostatki fizyczne jeszcze pokrywało doświadczenie i wiedza zdobyte przez wcześniejsze lata, czy to jako pies przewodnik, czy jako niemal wilk. Przecież wystarczyłyby dwa bardziej doświadczone psy, podobne do Kodiego a nie byłoby tak łatwo. Wiedzial, że musi z Szarką poważnie porozmawiać, choć teraz ani czas ani miejsce.
Kolejne dni kończącej się długiej zimy i chłodnej wiosny potwierdzały to wszystko. Roczne szczeniaki, jakkolwiek silne by przeżyć, są zbyt młode by wspomóc w polowaniu dwójkę dorosłych, z których jeden jest coraz starszy i nie jest to bynajmniej koniec pierwszej młodości.
Późną wiosną, kiedy małe baraszkowały nad brzegiem strumienia, a oboje z Szarką odpoczywali zaczął to co nieuniknione:
- Szarka musimy wrócić do domu. Do miasta. Nie damy rady...
Długie milczenie jego partnerki potwierdzało, że ona nad tym samym się od pewnego czasu zastanawiała
- Ale jak, przecież nie możemy tak iść i po prostu zostać... – bała się mówić o rozstaniu na zawsze o tym, że coś trzeba będzie zrobić z małymi
- Musimy – mówił to z trudem – podzielić się, ja pójdę do Buckland, ty do Nome. Musimy tam dojść z końcem lata. Najpóźniej...
- Ale, czemu nie możemy pójść razem, przecież...
- Zrozum, ja nie mam w Nome czego szukać. To że Kaseen rzucił mi wtedy worek z mięsem, to że Kodi stanął tylko do obrony wynikało z ilości psów w zaprzęgu. Kaasen mnie poznał. On może i wybaczy ale psy nie.
- Przecież, Balto, mógłby ci jakoś pomóc, przecież minęło tyle czasu.... – ciężko było się jej pogodzić z tym co ma nastąpić
- Nawet on nie pomoże, zrobiłem coś, czego żaden przewodnik nie powinien zrobić. Chciałem zmylić zaprzęg. Tylko to sprawiło że nie mam czego szukać...
- Pójdę z Tobą do Buckland... – jakoś sobie razem poradzimy...
- Jak? Psy cię zaakceptują – ale ludzie? Przecież wiesz o tym, że wyglądasz jak wilk. Nawet oczy masz wilcze...
Szarka spuściła głowę przypominając sobie rozmowę z ojcem, którą odbyła wiele lat temu. „Bo po nich tego nie widać, a po tobie tak”. Słowa te dźwięczały jej w uszach niczym potwór z nieba jak uciekali przez lód. Bo wyglądasz jak wilk. W Nome ją akceptowali, nie przeganiali bo była córką Balto i Jenny. Mimo, że wyglądała jak wilk. Mimo, że lepiej wyła jak szczekała.
Steele tylko obserwował zachowanie suki. Nic nie mógł pomóc, przez niego przemawiało to co przeżył, to jak sam się zachowywał...
- Może jednak pójdziesz ze mną do Nome?
- Nie – Steele był zdecydowany – będę traktowany gorzej jak wtedy Balto. Ty wiesz co go spotykało? Pewnie nie, bo nie mówił. Przepędzaliśmy go z głównej ulicy, do miasteczka wchodził w zasadzie tylko w nocy, każdy mógł go zaatakować. Śmialiśmy się jak zjadał to czego żaden z nas, zaprzęgowych czy przewodników nigdy by nie dotknął, śmialiśmy się jak w zimie wylizywał resztki z misek, wyganialiśmy go z kotłowni, gdzie jakimś cudem właził z zewnątrz. W największy mróz i zamieć. Tego chcesz? A może jeszcze to, że ileś razy zarobił kamieniem? Przecież ten gąsior z którym mieszkał na łodzi był tak samo traktowany. Tego chcesz?
W tym momencie do Steela po raz pierwszy tak naprawdę dotarło to jak mógł czuć się Balto, jak wyglądało jego życie, i to czemu właśnie Jenna go pokochała. Bo żył pomiędzy, gdzie trzeba być sobą, by móc przeżyć, gdzie trzeba być mądrzejszym niż inni by przetrwać kolejną zimę
- Tego chcesz – powtórzył ponownie?
- Nie – potrząsnęła głową Szarka – ale ty taki byłeś? To wyprawa po lekarstwa cię zmieniła?
- Zmieniło mnie to co potem się stało. To, że musiałem walczyć z zimą o swoje życie, to że moja siostra była pólwilkiem... Ale w Nome tego nie wiedzą i nawet twój ojciec nie pomoże...
Szarka wstała i powoli zaczęła krążyć, musiała się oswoić z myślą o kolejnych zmianach. W tym także o tej najważniejszej. Że nie będzie ze Steelem. Że nie może być ze Steelem. Że przeszłość go dopadła. Szukała rozwiązania, szukała tego co sprawi, że będzie wiedziała co dalej. Coraz bardziej rozumiała ojca, który był zawieszony między tu i tam, który chciał ją chronić. Ale wtedy to było jej stado, jej wataha, jej dom i jej rodzina. Teraz też ma stado, dom i rodzinę i wielkie zmiany. Delikatna mgiełka idąca od niedalekiego małego wodospadu powoli zbliżała się do jej łap. Gdzieś z dołu usłyszała delikatne szczekanie, nie wycie, ale właśnie szczekania... Mogłaby przysiąc, że mała myszka wskoczyła do niewielkiej norki. Czuła się tak jak na krze ileś lat temu, kiedy podjęła decyzję, kiedy sny zniknęły. Wróciła do Steela. Odmieniona i zdecydowana.
- Dobrze, tylko z kim pójdą szczeniaki?
Steele tą sprawę przemyślał. Dwa psy – pójdą z Szarką, Dwie suczki i pies – z nim.
- Szarka – z tobą pójdzie Kron i Grey. Kron był z calego miotu najbardziej podobny do wilka. Nie tak jak Szarka i Balto, nawet w części, ale każdy jako taki psiarz bez trudu orientował się, że któreś z rodziców na pewno nie było czystej krwi, choć ubarwienie miał zbliżone do Jenny... Grey – z kolei był mniej masywny, ale z wyglądu przypominal Steela. Na tyle mocno, że nie mógłby się go nigdy wyprzeć.
- Czemu oni? Szarka była zdziwiona – a nie któreś z pozostałych
- Zrozum, pójdziesz do pana Kaasena, Balto powie ci gdzie mieszka. Jak zobaczy Greya to go przyjmie. Ciebie też powinien znać, nie zmieniłaś się wiele. Zna Ciebie i Twoich rodziców. Jeśli będziesz biegać w zaprzęgu to dacie sobie radę, obu wyszkoli jako świetne psy. Być może będą biegali z Twoim bratem, Kodim. Będziecie się uzupełniać. Ty znasz las, on reguły jakie obowiązują. Ma taką samą krew jak Ty. Z dwójki młodych Kaasen się ucieszy. Z pozostałymi ja pójdę do Buckland. Wyglądają jak mieszańce huskiego i malamuta, mnie tam znają i cenią. Są tam dzieci, powinny być – poprawił się w myślach, mojej siostry. Damy sobie radę.
Szarka przyjęła i zrozumiała jego sposób myślenia. Chwilę jeszcze krążyła po czym usnęła, także pod ciężarem podjętych decyzji tak bardzo zmieniających ich dotychczasowe życie. Steele pilnował szczeniaków.
Ostateczną realizację decyzji odkładali długo. W drugiej połowie lata ostatecznie wyruszyli w stronę Buckland, lato powoli zbliżało się do końca. Szli spokojnie, nie biegli, cieszyli się jeszcze sobą. Przechodząc rzekę, jakiś dzień marszu od Buckland, wyczuli watahę. Nie byłą to ta którą znała Szarka, nie znal jej także Steele. Cóż w przyrodzie wszystko się zmienia. Pogonili małe i szli ostrożnie. Niestety kłopoty się nawinęły same.
Trzy młode wilki zastąpiły im drogę.
- O... Pies i wilk, ale para – jeden z nich, największy wyraził swoje zdziwienie. No dobra starcze, odejdź na bok, a nam zostaw tę małą.
Piątka małych schowała się za plecami Szarki i Steela. Ci stanęli i obserwowali co będzie dalej. Najmłodszy z wilków, zachodził ich z prawej, największy z lewej, trzeci szedł środkiem.
- Szarka, uderzaj z lewej, ja biorę na siebie dwa pozostałe. Liczył tylko, że uda mu się zabić małego i zaatakować dużego zanim zabiją któreś z młodych
- Ruszaj! – sam skoczył na najmniejszego, który podszedł nieco za blisko. Stare ciało jeszcze raz przy pomocy doświadczenia pokonało słabość.
Mały nie miał szans. Zaatakowany z góry i boku, został momentalnie zepchnięty na bok, wygrzmocił bokiem o sosnę, tylko łeb odskoczył. Nim się pozbierał na dobre Steele dopadł go i zagryzał za krtań. W tym samym czasie Szarka zaatakowała największego – doświadczenie zdobyte wśród wilków i samotne polowania ze Steelem także przyniosły swoje owoce. Walka nie była długa. Uniknęła kłów, raniąc dużemu, ale jeszcze niezbyt doświadczonemu przeciwnikowi łapę i podbrzusze. Po kolejnym ataku, przeciwnik, z poranionym grzbietem zaczął się wycofywać. Szarka przystanęła i zobaczyła, że zabiera się do wycia. Zaatakowała. Powaliła go, przegryzając gardło...Na chwilę przed tym usłyszała dwa piski, potem kolejny i chrzęst złamanej kości, potem następny.
Steele o chwilę za późno przybył by móc uratować dwójkę małych. Zginął Kron, zagryziony niemalże w chwili kiedy on sam zaatakował najmniejszego, i kolejny – Reddy jak go nazywali z racji umaszczenia -, w momencie kiedy skakał. Sam kiedyś powiedział, że przyroda jest okrutna.
To wydarzenie także uświadomiło, jak niewielkie mają szansę w zimie, i co jeszcze mogą stracić zanim małe podrosną na tyle by mogły pomagać...
Ponaglając młode pobiegli tak szybko jak się da do Buckland. Resztki polarnego dnia sprawiały, że w nocy nie zatrzymywali się. Chcieli to mieć za sobą. Pożegnanie było krótkie. Szarka znów była na krze, i doskonale wiedziała co czuł ojciec, kiedy się z nią żegnał, w chwili podjęcia pierwszego z wyborów. Tego najważniejszego.
Steele spokojnie odszedł z dwójką młodych do domu. Zawył i zaszczekał. Po chwili wyszedł dorosły pies i suka. Razem poszli do psiarni. Szarka odpoczęła chwilę na granicy miasteczka i węsząc zaczęła powoli odchodzić w stronę Nome. Zanim się rozstali Steele dokładnie wytłumaczył jej drogę.
Nie szła szybko, próbowała podświadomie odwlec tą chwilę. Koniec lata zaczął powoli mijać, zbliżała się jesień, a w powietrzu było czuć szybką zimę. Pod wieczór podeszła pod Nome. Nie zmieniło się wiele, przyszło kilka domów, wyrósł okazały kościół, kilka aut na ulicach, trochę większy port. Nadal ta sama łódź, gdzie Balto spał, gdzie mieszkał, skąd uciekła. Gdzieś w tle było słychać znajome „Boryyyys! Gdzie jesteś”. Postanowiła poczekać do rana.
Balto od dobrych kilku dni spal niespokojnie. Dręczył go dziwny sen. Koszar – nie koszmar. Biegł szybko przez las, gonił kogoś. Widział tylko ogon, dwa zabite bardzo młode psy. W końcu stawał. Pod nim rozpościerało się niebo, nad nim niebo. Obok zaś gniazdo i ptak. Nie było to co kiedyś, ale raz czy dwa Borys po staremu wylewał mu wodę na łeb by go obudzić. Jenna też coś podejrzewała, bo spał coraz dłużej... A chodził niewyspany. Tej nocy wreszcie się wyspał. Miał rano iść do Jenny bo w mieście organizowano jakiś piknik na zakończenia lata na którym Rosy oczywiście miała być. Zabawa była planowana tuż za miasteczkiem na plaży. Wstał wcześnie wyspany i siadł na brzegu.
Usłyszał wycie. Potem ponownie. Wiedział. Wskoczył na łódź, obudził Borysa, kazał mu obudzić Jennę i powiedzieć, że nie idzie na piknik, bo Szarka wróciła. Borys zdziwiony o co chodzi, zobaczył tylko jak Balto wyskakuje z łodzi i pędzi do lasu. Sam wstał i poszedł do Jenny. Ją też obudziło wycie, niespokojna nie spała. Było znajome, ale nie był to Balto, było za daleko. W takim stanie zastał ją Borys
- Balto kazał powiedzieć, że wróciła Szarka i że nie pójdzie na piknik.
- Wiesz gdzie jest?
- Poleciał do lasu, w stronę małego wodospadu, nie wiem gdzie teraz jest
Jenna wiedziała, to tamtędy zawsze chodzili z małymi na spacery, to mniej więcej tam Szarka dowiedziała się, że wygląda jak wilk. Jenna wyszła cicho z domu i poszła w ślad za Balto. Jakieś dwie godziny później, Rosy była zdziwiona, że jej ulubienicy nie ma, podobnie jak Balto. Znalazła Kodiego, ale też jej tam nie było.
Balto do polany dobiegł chyba w rekordowym czasie. Co jakiś czas odzywał się, dawał znać, że już biegnie.. Zatrzymał się, z lasu wyłoniła się Szarka. Miała smutne oczy. Coś szeleściło w trawie, nie był to wilk, ale czuł psa. Czyżby szczeniak?
- Tato, wróciłam, tak samo jak wtedy to jest mój wybór, tak samo jak wtedy stado jest moim domem, tak samo Nome jest moim domem. Też jestem zawieszona. Jak ty.
Balto nie wiedzial co powiedzieć. Ptaki wracają do swych gniazd? Może...
- Tato, nie wiem czy wiesz, ale zostałam matką...
- To nic nowego, w końcu jesteś dorosła – Balto znał kolej rzeczy
- Ale ojcem moich dzieci był Steel. A Grey – miałknęła cicho na młodego psa – jest jego synem.
Grey wyszedł, przed Baltem stała mała kopia Steela. Nie była idealna ale podobieństwo dało się zauważyć i to bardzo wyraźne...
- Jak to się stało? – daleki już był by rozdrapywać dawne urazy..
Szarka zaczęła opowiadać. O tym jak przepłynęła krę, o tym jak przestała być przywódcą stada, o Steelu, o Kodim, którego spotkał Steel, o panu Kaasenie który uratował im życie. Nie zauważyli jak weszła Jenna, nie widzieli jak mała myszka pokazuje jej by nie mówiła nic. Nie powiedziała. Słuchała. Czuła mniej więcej to samo co wtedy kiedy z wyprawy po surowicę wrócił Balto. Nikt nie wiedział jak, ale wrócił. Poobijany, zmęczony, ale był.
Po skończonej opowieści, Balto musiał przyznać, że Steel się zmienił, zaś jego rada by pójść do pana Kaasena była bardzo dobra. Zaprzęgi jeszcze jeździły. Co prawa coraz rzadziej z pocztą, coraz częściej do różnych mieścin porozrzucanych po całej Alasce, ale jeździły. Jak co roku. Zaprowadzili Szarkę z małym na łódź. Borys nie wiedział co mówić. Sami poszli na piknik do Rosy, a przy okazji poszukać czy pan Kaasem jest. Był, podobnie jak Kodi.
Rosy zdziwiła się mocno widząc oba jej ukochane psy, które wyglądały na zadowolone, które w zasadzie nie reagowały na jej polecenia i zawołania. Kilka razy parę lat wcześniej też tak było, a potem były szczeniaki. Balto rozglądał się gdzie są psy. Były na plaży korzystając z uroków odchodzących już ciepłych dni. Jenna jako pierwsza dojrzała Kodiego.
- Kodi! Chodź tu! – zawołała głośno syna
- Mamo za chwilę... Kodi nie chciał przerwać przedniej zabawy, a i stracić szansy na smaczne kąski na jakie już niedługo będzie można liczyć
- Kodiak – głos Balta był bardzo wyraźny, a tonu takiego Kodi jeszcze nie słyszał – chodź tu
Kodi odszedł od grupy i podszedł do Balta j Jenny. Dziwnie wyglądali.
- Szarka wróciła – jest u mnie w domu, na łodzi
Kodi nie wiedział co powiedzieć. Pamięta, że wyglądała jak wilk, pamiętał, że tata wrócił już grubo po pierwszych śniegach i to sam, choć obiecał, że wróci z nia... Pamiętał smutek mamy... Coś musiało się stać. Trzy psy ruszyły przed siebie
Balto streścił mu to co się stało. Dopytał się także czy pan Kaasen będzie wieczorem w domu. Na koniec zadał pytanie:
- Co myślisz o tym by Szarka była z tobą w zaprzęgu? Jest silna, młoda i zna las jak nikt
Kodi chwilę myślał. Wiedział, że dla dwóch psów ta zima może być ostatnią, wiedział, że pan Kaasen szuka jakiegoś psa do sań, młodego, silnego, który nie bałby się roboty, mrozów i śniegu...
- Kodi – Jenna dokończyła myśl Balto – Szarka jest z synem, młodym psem i on też mógłby do was dołączyć
Kodi wiedział, że tak czy inaczej trzeba było iść wieczorem do pana Kaasena, a potem dopiero załatwić tę sprawę między nimi, wewnątrz . Dobiegli do łodzi. Borys razem z Szarką siedzieli na piasku, Grey bawił się koło nich.
- Szarka... – na więcej brakło mu słów, poza tym uświadomił sobie kto jest ojcem małego psa ganiającego obok nich, mimo że o Steelu słyszał tylko w opowieściach w psiarni, oraz tego co bardzo oględnie opowiadał mu tata.
- Kodi, cześć... Tak wróciłam i chyba na stałe – widząc jego wzrok odpowiedziała – zgadza się jego ojcem, ojcem moich dzieci jest Steel. Teraz jest w Buckland...
- Szarka, jeżeli pan Kaasen cię przyjmie, to będziesz musiała biegać w ziemie w zaprzęgach, będziesz musiała słuchać pewnie mnie i innych przewodników, będziesz musiała nam pomagać... a jego słuchać. Początkowo może być to dziwne i nieprzyjemne, ale nie masz innego wyjścia. Chyba że... – znacząco wskazał na las...
- Kodi – nie chcę, może było mi to potrzebne, może będę zawieszona – ale tu jest mój dom, chcę żeby tu był mój dom...
Późnym popołudniem, pod wieczór, powoli podeszli, pod dom pana Kaasena, młody szedł między nimi, w zasadzie nie było go widać. Weszli przez uchylone drzwi. Balto zaszczekał. Pan Kaasen podszedł do przedpokoju. Grey został wypchnięty na zewnątrz.
- Steele? Jak?! Jakim cudem.
Popatrzył w oczy wilczycy, którą znał, pamiętał że kilka lat temu biegała tutaj, że była córką Balta i Jenny. Pół krwi wilka. Miał dziwne uczucie, jakby mógł dać staremu psu jeszcze jedną szansę, której ten nie zmarnuje, szansę której nikt kilka lat mu nie dał. Momentalnie przypomniał sobie spotkanie z marca. Ile lat miałby Steel? W ’25 miał siedem, szedł mu ósmy, to teraz miałby niemal trzynaście. A ma rok, niecały. Nie, nie nazwie go Steel, ale inaczej – Lucky. Albo Chance. Nie wiedział już że nazywa się Grey. Ale takie jest życie psa. Wiedział, że musi dać Steelowi, jeszcze jedną szansę, a nawet nie tyle jemu, co duchowi, który jest w tym małym psiaku.
- Dobra zostajesz, u mnie. Będziesz ciągnął zaprzęgi... Zaprosił gestem psiaka do domu.
Popatrzył na Szarkę
- A co z tobą? Jeżeli dogadasz się Kodim, i nauczysz się od niego kilku rzeczy... Sezon się zbliża, a moje psiaki są coraz starsze. Ile lat będziesz miała – pięć? No dobra... wchodź, zobaczymy co z tego wyniknie....
Ptaki wracają do swych gniazd. Szarka ponownie wiedziała kim jest i gdzie ma dom.
Następnego dnia, Rosy była zdziwiona jak nigdy, kiedy Kodi, wraz z wilczycą, szli za panem Kaasenem. Wilczyca do złudzenia przypominała jej Szarkę. Tylko jakby była większa. Kilka psów oglądało się na Greya... Steele wrócił?
Szarka – to ty? – zawołała dziewczynka, suka się obejrzała i zamachała ogonem – Wróciłaś? – jej zdziwienie było równie wielkie jak góry niedaleko od Nome. Suka zatrzymała się i za chwilkę, razem z Kodim zaczęła do niej podchodzić
- Kodi, Szarka chodźcie psiaki – głos pana Kaasena, przywołał je do porządku....
- Wróciłaś – powtórzyła cicho dziewczyna...
Odwróciła wzrok szukając Janny i Balto, oni powinni być gdzieś razem. W oddali nad górami widać było pierwsze śniegowe chmury, a wiatr zwiastował rychłe nadejście śniegu i mrozu. Podeszła kierując się intuicją w stronę starej łodzi. Zobaczyła szary ogon Balta i Jennę wtuloną w niego. Świat dla nich przestał istnieć. Ani jedno ani drugie wciąż nie wierzyło, że Szarka została adoptowana... Gdzieś w oddali zawyła biała wilczyca...
Dała im spokój, tym bardziej, że i tak chciała się spotkać z koleżanką ze szkoły...

[Pierwsza historia jaką stworzyłem na bazie... [i po linii] filmu


teraz będzie "ta przed"... Wyjaśnień kilka. Od tyłu: uznałem, że aby było nieco wiarygodniejsze [nawet dużo bardziej zauroczenie? lepiej: miłość Jenny [chyba dobrze odmieniam] do Balto, ona powinna być "przyjezdna" i patrzeć na kilka spraw inaczej, do tego, tak naprawdę jedną [jedyną?] z niewielu osób pokazanych ktore lubią Balta jest Rosy, co też poniekąd wskazuje, że poznać musiała jego stosunkowo niedawno.
Uznałem, iż z racji wypadków jakie zaszły w cz. 3 [wyścig], Balto w cz. I powinien mieć ok 3 lat [skończyć w zimie], podobnie jak Jenna. W '28 roku miałby 6 lat, czyli powinien być w swej najlepszej formie, to co Steel stwierdzil o sobie: 6 - 7 lat to jest wiek kiedy są jeszcze ogromne siły, ale zdobyte doświadczenie już jest wielkie.
Balto jak wspominał został oddzielony od stada - co by mogło oznaczać, że wilczyca czekała na swoich, znała ścieżki wędrówek, lecz była na terenie który ludzie znali. Wychowanie przez Borysa - całe życie, stąd - nie widziałem przeciwwskazań by "wrzucić" go na łodź już w wieku ok roku.
Nome nie było dla niego przyjazne, zaś góry znał, co oznaczało że w ciągu lata mógl odbywać samotne [lub nie -> Borys] wędrówki po okolice, aż do gór, mógł próbować dostać się do watahy... Ale nieco ponad dwuletni półwilk raczej nie ma szans, podobnie jak i w Nome. W I. części prowadzi korytarzami pod podłogą, otwiera drzwi -> oznacza, to że musial znać zaułki i przejścia, by nie rzucać się "po oczach" na najważniejszych ulicach. Nauczył się także znikać i unikać ludzi - bo ci go przepędzają, czy kopią...
Mniej więcej z takich wniosków wyprowadziłem te kilka zdań poniżej. Są to bardziej obrazy niż pełna i płynna akcja, ale o coś takiego mi chodziło, gdyż film, w wielu wypadkach to także obrazy, ułożone w pewien ciąg.
Prośby podobne jak powyżej. Chwilowo jest to ffik nt Balto. Krytykę proszę składać, będę starał się bić w piersi


W śnieżnej zadymce, wśród lasów w zasadzie szły niż biegły psy ciągnące za sobą sanie. Kierował nimi rosły chłop, z czapką przewodnika, teraz już w zasadzie niewidocznej spod śniegu, który ją oblepiał. Były to pierwsze tak gwałtowne śnieżyce tej zimy. Świadomie zszedł ze szlaku, próbując iść ścieżkami, które znał z okresu kiedy jako dużo młodszy poszukiwał złota w tej okolicy. Doskonale wiedział, że idąc, dość ryzykowną trasą przez wysokie przełęcze ma szansę dojść cały do domu. Zwolnił psy, pozwolił się im zatrzymać na granicy lasu, sam zaś zaczął sobie przypominać jak szła ścieżka, wiedział, że najpierw idzie wzdłuż drzew, potem z jednej strony pojawia się głęboki uskok, który przechodził w głęboką dolinę, w której płynął nie nazwany strumień, gdzie siał złotonośny piasek. Po chwili ocenił, że jest w miejscu gdzie zaczyna się dolina. Gwizdnął na psy. Podeszły. Zaczął je zmieniać. Teraz nie był potrzebny mu nie tylko silny, ale także i najspokojniejszy pies. Dotychczasowy przewodnik musiał zająć miejsce na lewej stronie, a niemal dziesięcioletni malamut, na czoło. Malamuta dał na przewodnika, z tej racji, że częściowo się tu wychowywał, tu urodził. Coś będzie pamiętał. Nieco młodszy, ale nadal piękny haski odszedł nieco od sań, położył się na śniegu i zaczął zakopywać. Zawsze tak robił, gdy widział, że zmiana nieco potrwa. Tym bardziej, że zachowanie pana wskazywało, że zamierza się zatrzymać w lesie i odpocząć nieco. Gdzieś w oddali słychać było wycie wilków. To było ostatnie co zapamiętał. Nastąpił huk i grzmot. Zleciał w dół.
Rosły przewodnik zauważył co się stało, przeklinał stratę psa, ale błogosławił pamięć – był na ścieżce, idealnie, choć po lewej głęboki uskok już się zaczynał. Stracił jedno psa, ale malamut był. Do domu dojdzie. Nie zamierzał go szukać, nie w takiej zadymce i takim śniegu. Był dobry choć nie był już młody. Po chwili przesunął się jeszcze bliżej lasu. Pozostałym psiakom wydzielił przedostatnie racje mięsa jakie miał. Za chwilę ruszy dalej.
Haski leciał, wiedział co się stało. Ścieżka była węższa niż myślał. Poczuł ból i ogarnął go mrok. Nie czuł jak szoruje po skale, nie czuł jak uderzył grzbietem o skałę, nie czuł jak łapy przejechały brutalnie po drzewach. Zimno i ból go obudziły. Kilka ruchów łba i wiedział że kości całe, choć obolałe, że żyje choć mocno krwawi i w zasadzie jeśli nie znajdzie schronienia ma kilka godzin życia. Rozejrzał się gdzie jest. Dwa wodospady i jeziorko, obok niego wysoka skała dawały mu nadzieję. Słyszał opowieści swojego pana, o tym jak szukał złota, Pamiętał opowieści malamuta o skale co z jeziora. Wedle słów tego ostatniego, gdzieś niedaleko od rzeki, na niewielkiej polance powinna być stara chata.
Kilka godzin później doszedł. Drzwi nie były zablokowane, tylko zamknięte. Z wysiłkiem je otworzył, potem przymknął. W środku wyczuł jakieś zapasy mięsa, zobaczył jakiś stary koc. Ściągnął ten ostatni wszedł pod łóżko, okrył się i usnął. Kolejne kilka godzin później – po zapachu doszedł gdzie jest mięso. Zjadł. I znów poszedł spać.
* * *
Stara przewodniczka, biała jak śnieg suka, była niemalże w wieku starego psa przewodnika. Czuła gdzieś w oddali człowieka, czuła niemal fizycznie jego strach. Tak miała. Czuła, choć słabo psy. Zaczęła wyć, chciała popędzić watahę, która w tych warunkach nie szła już w porządku, ale dość szeroką ławą. To była jej ostatni zima, jako przewodnika, doświadczenie potrafiło jeszcze wygrywać z młodością. Jeszcze ale już niedługo. Wilki szły już trzeci, i chyba ostatni dzień, bez wystarczającej ilości pożywienia. Musiały przedostać się za góry. Ciepła jak na Alaskę jesień i szybka zima zostawiły mało czasu. Musiały przejść, zanim przełęcz zostanie zasypana do wiosny. Było źle, z trudem poznawała gdzie ścieżka, a gdzie jej nie ma. Szły za szeroko. Stanęła nieco z boku i zaczęła popędzać przeciągłym wyciem. Przełęcz już było widać, tylko nie spaść z oblodzonej ścieżki. Jak na razie nie straciła nikogo. Coś ją zaniepokoiło, grzmot – oznaczał lawinę, ale nie było jej słychać z góry. Spadła nagle w dół, kilkanaście może więcej metrów, uderzyła w półkę skalną, potem w kolejną. Przeciągłe wycie, oznaczało dla pozostałych wszystko. W wyciu było wszystko – od tego, kto ma być przewodnikiem, do tego by ją zostawili, bo przełęcz i najgorsze za nimi, a ona da sobie radę. Będzie czekać. Po chwili powoli podniosła się, głęboka rana, w zasadzie skazywała ją na śmierć, sama nie da sobie rady. Dzień, lub dwa może jeszcze chodzić, ale potem – będzie coraz gorzej. Kilkudziesięciu metrów do przełęczy nie pokona, nie z taką łapą. Dolina to ryzyko. Wiedziała o starej chacie, ale wiedziała, że bywają tam ludzie. Zaczęła schodzić w dół. Dokonała wyboru. Zawsze to jakaś szansa na przeżycie.
* * *
Po dniu wędrówki, podeszła powoli do chaty, wciągnęła powietrze – czuła psa, czuła krew, nie czuła człowieka. Śladów i tak nie było widać, nie świeciło się. Ostrożnie podeszła, popchnęła drzwi, obeszła je i zobaczyła rannego psa. Ten obudził się. Śnieżnobiała wilczyca patrzyła na niego, a on na nią. Nie mieli sił walczyć, oboje potrzebowali schronienia. Pakt został zawarty. Oznaczało to tylko, że trzeba będzie wspólnie polować i zdobywać pożywienie, Bo to z chaty nie starczy na długo.
Los zbliża, ich też, po pewnym czasie spali wtuleni w siebie, wspólnie udawali się na wyprawy, choć bliskie bo kości bolały, bo żadne z nich nie ryzykowało iść w swoją stronę, bez dużych nadziei na przeżycie, wiele mil od szlaku, w zamieci, wiele mil od watahy, gdzieś na dalekich granicach jej terytorium, przez przełęcz, którą na początku zimy nawet ciężko pokonać. Aine i Hardy. Imiona padły dość szybko, trochę czasu minęło zanim się do siebie przyzwyczaili.
Wiosną, wczesną, urodziły się szczeniaki. Cztery. W zasadzie wszystkie wyglądały na wilki. Oboje wiedzieli, że nie mogą być cały czas ze sobą. Hardy nie będzie żył w stadzie, nie poradzi sobie, a Aina – wśród ludzi – też. Byli ze sobą długo, Aina czekała aż szczeniaki trochę podrosną, wiedziała, że jej bracia będą szli tym samym szlakiem, granią, tylko śnieg zejdzie z przełęczy. Pożegnanie było długie, Hardy zawył raz – długo i przeciągle:
- Aina – żegnaj!
Odpowiedziało mu równie długie wycie
- Hardy – powodzenia...
Szczeniaki podrastały, śnieg schodził. Aina przeniosła się do lasu, nieco poniżej ścieżki. Polowała musiała zapewnić jedzenie dla siebie i swoich dzieci. Któregoś dnia wyczuła ludzi, psy – nadchodzili. Musiała jeszcze poczekać, wieczorami można było usłyszeć jej wycie, które pytało się gdzie jesteście. Przyszli o kilka dni za późno, stara przewodniczka żyła, ale przeżyły tylko dwa szczeniaki. Pozostałe zostały zabite, a na ich miejscu czuć było ślady psów i człowieka.
* * *
- Tato, tato – kilkuletni chłopak krzyczał – zobacz już jest chata.
- Ostrożnie, nie wchodź tam, licho wie co się działo przez zimę. Potężne chłopisko, podeszło do niej. Bronzie – zawołał na psa – mieszankę kilku ras, gdzie dało się doszukać haskiego, - szukaj.
Sam przygotował broń. Zawołany pies, podszedł, powąchał, najeżył się. Mężczyzna przygotował i zarepetował broń, ostrożnie uchylił drzwi, pies nadal wąchał z nosem przy podłodze. Traper otworzył okna. Słońce w całej pełni pokazało co się działo. Po śladach poznał, że zimowały tutaj dwa ranne wilki, a dokładniej para. Jeden z nich odszedł już chwilę temu, bo Bronzie nie mógł znaleźć wyraźnego tropu. Drugi był dość świeży a i w lesie raczej nie miał wątpliwości w którą stronę iść.
W ciągu kilku dni przygotował wszystko do polowania i płukania złota. Zawsze to jakiś dodatek do zarobku. Bronzie cały czas był niespokojny. Oznaczało, że wilk jest niedaleko. Pewnego słonecznego dnia wziął psa, sztucer i poszedł w las, za tropem. Bronzie znalazł stare legowisko wilczycy, ciągnął dalej w las. Myśliwy popatrzył na niebo i zaczął wracać, pojawiły się chmury, będzie padać. Lepiej w takich warunkach być w chacie. Nie odeszli daleko, kiedy Bronzie rzucił się na coś. Po chwili poznał, że w łapach trzyma szczenię wilka.
„Tu cię mam” pomyślał. Szczenię już nie żyło.
- Bronzie szukaj, szukaj piesku. Nie bierz. – Bronzie chwilę pokręcił się po okolicy i zaczął powoli iść w kierunku małej jamy. Co tam masz? – zapytał sam siebie... Pokaż no...
Podszedł i zobaczył kolejnego szczeniaka. Oceniał go na jakieś trzy może nieco więcej miesięcy. Umaszczenie i sierść była jak u typowego wilka. Przyda się – ocenił. Wziął małego na ręce i poszedł do chaty. Syn ucieszył się widząc małego zwierzaka, dla Bronziego – było to szczenię. Nie stanowiło zagrożenia. Mały bawił się i rósł.
Balto, Balto – dzieciak cieszył się na każdą chwilę z maluchem. Myśliwemu nie wadziło to, że miał jakąś domieszkę krwi wilka. Ma być pomocny, nikt w papiery nikomu tu nie zagląda. To jest środek Alaski, a nie wielkie miasto...
Pod koniec lata, jak zawsze odesłał syna do miasta, z którego wyruszył. Było to Nome. Maluch przybył do miasta i zaczął się chwalić nowym pupilkiem. Dość szybko ostudzono jego entuzjazm. „To wilk, nie dasz sobie z nim rady”, „Wyrzuć go”. Któregoś dnia psiaka już nie było.
* * *
Pewnego, jeszcze jesiennego dnia, Balto, został w zasadzie wyrzucony z domu. Krótkie chlipnięcia, ze strony chłopaka zakończyły sprawę. Kilka dni potem, malec odpływał już ostatnim, jak się potem okazało statkiem przed zimą. W ciągu tygodnia - dwóch poznał panujące zwyczaje. Został kimś poza. Poza społecznością psów, poza społecznością ludzi, niestety nie mógł być niewidoczny.
„Pół wilk”, „Wilczarz”, „Wilk” chodziło za nim krok za krokiem. Poznał wszelkie zaułki miasta, bo poza wyjątkami musiał omijać wszystkich. Jednym z silniejszych psów, był Steele, kilkuletni malamut, który już biegał w zaprzęgach i był dobry w tym co robił. Wyścigi miejscowe już wygrywał, w innych był mocny. Roczny psiak, nawet mieszaniec, nie był dla niego zagrożeniem. Zrozumiał, że nie znajdzie jakiegoś domu na zimę. W zasadzie żył poza miasteczkiem. Widział jego domy, ale odgłosów już jakby bardzo mało. W miasteczku słyszano czasem wycie. Choć tęskne i pełne żalu, odstraszało to różne psiaki. Wycie dochodziło ze starej krypy, przewróconej na brzeg. Na skraju portu. Znalazł tam miejsce i przyjaciela, który był mu ojcem którego nie znał, matką którą stracił. Był to Borys, gąsior, z kraju gdzie szalała rewolucja. Tu znalazł swoją przystań. Dwaj odrzuceni...
Przyszła zima, znaleziony gdzieś koc, dwie postacie, każda obca. Dwie postacie, których wygląd i akcent wyróżniał z okolicy. Druga zima, a pierwsza świadoma, była czasem nauki życia – Borys opowiadał o zachowaniu ludzi, o tym co lubią, czego nie, o wszystkim, co w nowym domu powinno być przydatne. Dom jak dom, tyle że w miejscu którego psy już nie uważały za swoje, w miejscu gdzie wilki jeszcze nie czuły się u siebie. Ileż to razy patrzył i słuchał wycia, opowieści o życiu którego nigdy nie zobaczył. W mieście przyczajony, gdzieś z boku słuchał historii o życiu którego nie znał, i nie liczył że pozna... Z czasem ludzie się tylko nauczyli, że zostawiając jedzenie koło szop, gdzieś z tyłu domów, będą pewni że zostanie ono zjedzone, zaś ślady będą prowadzić bezbłędnie do starej łodzi, kawałek za miastem. Taki pakt o nieagresji...
* * *
Wiosną do przyjaciół Balta dołączyły dwa miśki polarne - Luk i Muk. Przynajmniej było wesoło. Przychodziły czasem do łodzi nie bojąc się młodego wilka i białego gąsiora. Nikt się z nich nie śmiał, że nie potrafią pływać. Zawsze mogły liczyć na dobre słowo.
Przez lato i jesień, Balto powoli przeistoczył się w dorosłego psa, którego wilczych przodków zdradzało wszystko, nauczył się także przeżyć bez wchodzenia w ciągłe konflikty ze wszystkimi naraz. Nie obyło się bez wielu bójek, ran, ale przynajmniej nie było głodno, a i łodzi nikt nie zabierał. Zbliżała się kolejna zima. Borys cały czas był przy nim, czasem także w czasie wypraw do lasu, który czuł, gdzie jego czułe uszy wychwytywały wycie. Tak bliskie i tak dalekie. Odległe od niego tak samo jak fakt wejścia do psiarni w Nome. Którego razu zostało mu to wyraźnie wyszczekane i poprawione kilkoma parami łap, z pomocą zębów i pysków...
Przez ten czas, przemierzał las. Czuł go, fakt – ale również wiedział, że sam nie da sobie rady z tym co nadejdzie. Zima to nie kilka dni z mrozem. To dużo więcej. Dalekie wyprawy, na które szedł sam, wracając nieraz ledwo żywy. Dalekie wyprawy które pozwalały mu nauczyć się tego co w lesie niezbędne, które pokazały, że wilki nie przyjmą takiego półpsa. A matki, która by pomogła nie było. Borys zawsze czekał, czekając na krótkie wycia kiedy podchodził do domu. Tutaj przynajmniej cały czas ktoś na niego czekał, podając w razie kłopotów pomocne skrzydło.
* * *
Wiele kilometrów dalej, Rosy kilkuletnia dziewczynka pakowała się. Wedle słów jej mamy, wracali do domu, do dalekiego Nome. Ojciec znalazł pracę na miejscu. Awans nie awans, ale bliżej tych których lubił i znał, bliżej sąsiadów. Rosy była tam tylko czasem na wakacjach. Wyjazd miał nastąpić, w lecie, kiedy jest najcieplej, kiedy jest jeszcze trochę czasu by przygotować się do zimy. W ciepły wiosenny tydzień miała pojechać z mamą i częścią rzeczy, oraz psiakiem, suczką rasy haskie o imieniu Jenna, która tyle co skończyła dwa lata, by obejrzeć dom, dokonać zakupów w dużo większym Anchorage, zanim się przeprowadzą. Sama wizyta była być przyjemna – niewielkie miasteczko, mieszkańcy się znają, dom też w dobrym stanie, nie zniszczony.
Dla Jenny, która prezentowała się coraz okazalej i piękniej, była ona zbyt krótka by poznać wszelkie niuanse miejscowych zależności i koligacji. W czasie jednego z krótkich spacerów oceniła Nome jako miłe miasteczko z własną psiarnią. Raz tylko zdziwiła się, kiedy zdawało jej się, że widzi przemykającego zaułkami szaro – brązowego wilka, który uśmiechnął się na jej widok. Próba dowiedzenia się czegoś spełzła na niczym. Była tutaj traktowana jak gość, który nie musi znać wszystkiego. Niecały miesiąc później przyjechała na stałe.
Zamieszanie w domu było bardzo duże, stąd Jenna spędzała bardzo dużo czasu w mieście. Ocena tego co tu się działo okazała się trudna. Z jednej strony spokój jakiego nie było dawniej, przestrzeń, spokój, cisza, psiarnia – gdzie podobno nawet w zimie jest ciepło. Sama Jenna w czerwonej chustce, którą zawsze nosiła szybko stała się obiektem westchnień i zainteresowań. Największe przejawiał Steele, który po tym jak wygrał większość wyścigów, stał się najważniejszym psem w okolicy, który decydował o wszystkim. Jego zachowanie było dla niej zbyt obcesowe zbyt ostentacyjne, które zamieniło się w złość po tym jak kiedyś go zapytała
- Słuchaj co to za ciemno szary pies, albo wilk. Widziałam go to kiedyś
- Zapomnij o Balto, to kundel, bastard, jego matka wyła do księżyca, podobnie jak robi to jej syn...
Te kilka słów zmieniło jej życie. Steel przestał dla niej istnieć. Nie umiał, lub nie chciał pokazać ciepła i uśmiechu. Podejrzanych kilka zachowań jak rządził innymi przesądziło o wszystkim. Słowa „kundel”, „bastard”, „wycie”, wywołały zdziwienie i zaciekawienie. W Anchorage było dużo psów bez rodowodu...
Zaczęła szukać i szperać powoli po zaułkach, w jednym z nich spotkała przemykającego Balto. Cichy spokojny pies, jakby go nie było...
- Cześć Balto! – zaszczekała
Balto stanął i odwrócił się, oniemiał. Takiego pięknego psa, suki właściwie, jeszcze nie widział. Czerwonawo – rudy włos, chusta, piękne oczy.... Żółte ślepia Balta nie mogły się nadziwić, że ktoś się nim zainteresował.
- Cześć, skąd wiedziałaś kim jestem? Kim ty jesteś?
- Jenna, przyjechałam niedawno i tu zostaję, a o tobie wszyscy wiedzą...
- Tak, wszyscy wiedzą, wszyscy ignorują, półwilk który ugryzie każdego. Wyrzutek
- To gdzie mieszkasz?
- Tam na łodzi – wskazał głową – na tyle daleko, że nikogo to nie interesuje, na tyle daleko że mogę tam mieszkać....
Gdzieś w oddali rozległo się przeciągłe dziecięce wołanie: „Jeeeenna, gdzie jesteś”! Kroki zbliżały się a psy cały czas stały i wpatrywały się w siebie. Dla Jenny on miał coś w oczach, coś co sprawiało, że można było widać wszystkie jego marzenia i to co przeżył. Zdziwiło ją to, podobnie jak fakt, że nie uciekał, że nie był tym potworem, który miał zjadać wszystkich, który powinien przerażać wszystkich, który musiałby być przepędzany... Mina musiała mówić wszystko co myślała. Zaskoczone sobą psy zauważyła mała Rosy.
- Tu jesteś... a to kto? Balto?
Balto uśmiechnął się troszkę. Była to jedna z niewielu osób, która do niego się uśmiechała a nie krzyczała. Pójdziesz ze mną? - usłyszał.
- No chodź – popchnęła go Jenny
Szedł jak w transie, nie pamiętał co się działo, nie pamiętał jak doszedł do jednego z domów przy jednej z głównych ulic. Nie pamiętał nigdy nikogo takiego. Ani takiej haski, ani takiej dziewczynki, która tak ufała swojemu zwierzakowi...
Na ulicy zaczął nieść się męski głos, należący do dorosłej osoby zerkającej na boki: „Gdzie jesteś, Rosy, odezwij się!”
- Tato, tutaj! Zobacz Jenna poznała nowego psa, i chyba jej się spodobał!
Obcy męski głos otrzeźwił Balto, choć Jenna mu się podobała, a i ona na niego nie patrzyła ze złością, tylko przynajmniej z zaciekawieniem, to kontakt z ludźmi mógł nie należeć do najprzyjemniejszych. Wycofał się w głąb zaułka, obok domu, za stertę desek. Nadszedł wysoki, dobrze zbudowany brodaty mężczyzna, nie widział go jeszcze. Jenna powoli weszła w głąb zaułka.
- Patrz tam! – on tam jest – cieszyła się Rosie – zobacz tam go widać!
- Nie podchodź do niego, to może być ten półwilk, który jest w dodatku bezpański. Jeszcze cię może ugryźć.
Była to jedna z pierwszych wiadomości jaką przekazywano mieszkańcom. Tam na łodzi, na skraju portu żyje mieszaniec, pewnie półwilk, bo ma wilcze zęby i sierść. Niby jeszcze nikogo nie ugryzł ale najlepiej będzie jak się go przepędzi w dzień. W nocy można wystawić resztki, zwłaszcza w zimie, to zje. Ale nic poza tym.
Balto popatrzył i uciekł. Jenna była piękna, nie warczała i nie obrażała go, mała też, ale dorosły – taki jak wszyscy.
Jak to w lecie często zamiast do miasta wybierał się na wyprawy do lasu, sam lub z Borysem, rzadziej z miśkami. Nie było go czasem kilka dni. Latem było tam znacznie więcej pożywienia niż w miasteczku i nie był co chwila przepędzany. Znów poznawał las i góry, doliny, miejsca gdzie czasem można przetrzymać noc i znaleźć coś do jedzenia.
Jenna co prawda cały czas kołatała mu się po głowie, ale miał coś innego do zrobienia. Borys tylko czasem przysłuchując się rozmowom i plotkom, dowiedział się, że ta nowa haskie, polubiła jego przyjaciela.
Po tym spotkaniu Jenna poszła do domu. Następnego dnia nie spotkała tego dziwnego psa. Przez kolejne dni Balta także nie było. Wśród psów rozeszła się plotka, że przepędziła mieszańca. Nawet Steele zaczął się do niej nieco bardziej przyjaźnie odnosić. A ona chodziła, znajdowała co prawda jego ślady ale raczej stare. Wszystkie one prowadziły w kierunku portu i dalej, gdzie już psy się nie zapuszczały. W ciągu lata wyczuła może kilka świeżych śladów Balta ale nic poza tym. Nawet ten dziwny gąsior z łodzi nie potrafił powiedzieć kiedy wróci. Zaś jego akcent był nawet jak dla niej ciężki.
Latem Balto bardzo rzadko wchodził do miasteczka nie miał po co. Im bliżej jesieni i zimy, tym częściej zaczynał tam przychodzić. Znał wszystkie zaułki i przejścia, nauczył się otwierać większość wejść do piwnic i kotłowni. W największe mrozy było tam na tyle ciepło, że nie martwił się ze zamarznie, czasem wśród odpadków znajdował coś do jedzenia.
W czasie jednej z takich wizyt wyczula go Jenna, znalazła. Chodził koło szpitala...
- Cześć Balto, już myślałam, że nie wrócisz, że uciekłeś
- Jenna? – zdziwienie psa przekraczało wszelkie granice – A gdzie miałbym uciekać?
- Jak to gdzie, do lasu. Borys nic ci nie mówił, że pytałam o ciebie?
- Nie, poza tym zbyt wielu go pytało gdzie jestem. A że nie jestem lubiany w Nome, to po co im wiedzieć...
- Ale wiesz – popatrzyła na niego tak jak nikt nigdy tego nie robił – ja się trochę o ciebie bałam
- To coś nowego – uśmiechnął się Balto – jak na razie do tej pory martwił o mnie się Borys i dwa miśki, a tutaj... Raczej jak mi dokuczyć i przepędzić. Ludzie zachowują się tak jakbym miał ich zjeść
- Ale będziesz częściej tutaj? Bo wiesz.... Jenna nie wiedziała co powiedzieć. Stojący przed nią Balto nie wyglądał na psa który wzbudzi aplauz, ale... miał w sobie to coś
- Jenna, gdzie jesteś - dziecięcy głos, odbijał się po ścianach – Jenna!
Krótkie szczeknięcia sprawiły, że Rosie znalazła się przy nich.
- O! To ten pies co wtedy go widziałam. Dasz się pogłaskać? – Spokojnie wyciągnęła rączkę i zaczęła go drapać po szyi. Fajny jesteś! Chodź przejdziemy się razem – pociągnęła delikatnie Jennę za sobą. Chodź – po chwili sobie przypomniała – Balto! Chodź...
Zdziwiony pies niepewnie ruszył za nią. Dziwnie się czuł w towarzystwie kogoś kto go nie wyzywał, czując zapach istoty która na niego nie szczekała i martwiła się o niego. W nim także zaczęło rodzić się uczucie którego nie znał, bo nie znał kogoś, prócz Borysa i miśków, kto widział w nim kogoś normalnego a nie pośmiewisko. Rosy stanęła pod sklepem z cukierkami. Balto popatrzył na to gdzie był i co się działo i nie wiedział co powiedzieć.
- Wiesz, jak mnie troszkę lubisz, to jak będę mógł się spotkać to krotko zawyję, będziesz wiedziała, że to ja – mówił niepewnie, chcąc ukryć zmieszanie
- No dobra a gdzie trzeba cię szukać? Na łodzi daleko...
- No wiesz, może tam gdzie widzieliśmy się pierwszy raz?
Męski głos mówiący – o jest Jenna, to i Rosy za chwilę się pojawi – głos należący do taty Rosie sprawił, że Balto odwrócił się i mówiąc „część” uciekł. Miał rację. Po chwili usłyszał:
- Rosie mówiłem ci, byś uważała na tego bezpańskiego psa!
- Ale tato, on nie gryzie, dał się pogłaskać i szliśmy tutaj razem aż od szpitala!
- Rosy, on jest bezpański! Wracamy do domu.
Jesień była krótka, dni coraz chłodniejsze. Kilka razy słyszano delikatne wycie, ale wilków w okolicy dość, więc to nie nowina. Rosy tylko zauważała, że po takich odgłosach, krótkich, dwóch czy trzech, jej pupilka stawała się bardzo ożywiona i starała się wychodzić z domu tak szybko jak się da. Zwykle jej się to udawało. Kilka razy sama z nią szła. Nie bała się Balta, on także wiedział, że ze strony tej małej dziewczynki nic złego go nie spotka. Czasem dostawał smakołyki...
Pozostałe psy dość szybko dowiedziały się, że mieszaniec i „ta nowa” widują się jakby za często. Steele śmiał się w psiarni, że przyjdzie zima i wszystko się zmieni. Bo przecież mieszaniec może coś kombinować, ale to zwycięstwo w wyścigach zaprzęgowych jest tym, co świadczy o wielkości. Psa. W czasie jednego z takich wieczorów przyszedł pierwszy śnieg i wiatr, co zwiastowało zimę. I wyścigi. Patrząc zaś na to co działo się poprzedniej – można było wnioskować, że jednym z najszybszych psów przewodników będzie Steele. Po jakichś dwóch tygodniach zorganizowano pierwsze zawody.
Jenna nadal wymykała się by zobaczyć Balta, raz czy dwa nawet odważyła się pójść w stronę łodzi, ale było to nieco za daleko. Coraz bardziej lubiła tego dziwnego psa, który nie lubił chodzić główną ulicą, który był inny, szczery i mimo tego co go spotykało potrafił znajdować niewielkie radości...
Balto przyłapywał się na tym, że idąc do Nome zastanawiał się nad tym czy spotka Jennę czy nie, czy Rosie przyjdzie za nią i przyniesie coś dobrego czy nie. Zyskiwał pierwsze bratnie dusze...poza miśkami i Borysem.

To jest tylko pewna idea... ale...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Iditarod dnia Nie 2:24, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.baltofilm.fora.pl Strona Główna -> Prawda Fanow... / Fan-fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin